Wolny strzelec (ang. Nightcrawler), reż. Dan Gilroy, 2014
Mocne wrażenie robią pierwsze sceny „Wolnego strzelca”. Niedoświetlone obwodnice pulsują światłami setek pojazdów, sterowanych przez ludzi zdających się szukać własnego miejsca w nieprzyjaznej krainie. W świecie tak nieprzystępnym i pogrążonym w kryzysie bezwzględna samodzielność zmusza do chwytania każdej formy zarobku, a wychudzona twarz Jake’a Gyllenhalla w pełni oddaje realia pustego amerykańskiego portfela. Innymi słowy, reżyserowi udało się uwypuklić samotność bohatera, wywołując we mnie podejrzaną satysfakcję z powszechnych składek społecznych. Ale źródło jego dalszych poczynań i kariery w branży telewizyjnej jest ukryte znacznie głębiej.
Reżyser i scenarzysta Dan Gilroy zestawia kryzys ekonomiczny z niemoralnymi wyborami Luisa Blooma. Wyglądający jak bezdomny strach na wróble Jake Gyllenhall doskonale wszedł w skórę odgrywanej postaci. Jednak wgryzając się głębiej w jej duszę, widzimy przede wszystkim obraz człowieka wyzutego z emocjonalnej bliskości z innymi ludźmi. Opowiadając o bezwzględności mediów i wywoływanych przez nie demonów, reżyser próbuje uchwycić ograniczenia bohatera traktującego relacje z innymi, co najwyżej, jak wzór prostego równania arytmetycznego.
Natomiast banalne kalkulacje mediów są już niemal faktem oczywistym i choć któryś z wydawców codziennych news’ów jeszcze nieśmiało próbuje mamrotać coś o „etyce”, jest oczywiste, że liczy się tylko „rating”. W tym wątku „Wolny strzelec” ciekawie koresponduje z klasykiem Sidneya Lumeta „Network” (1976) opowiadającym o transformacji myślenia o telewizji i wiadomościach, mających przede wszystkim przyciągać jak największą liczbę widzów, nie dbając o wiarygodność. Początek procesu, o którym 40 lat temu opowiadał Lumet, kończy się widokiem quasi-reportera z małą cyfrową kamerą w dłoni, pochylonego nad twarzą półżywej ofiary wypadku samochodowego w filmie Dana Gilroya.
Jeszcze bardziej złowieszcze jest fakt, że emocjonalna postawa Blooma ma być nie tylko osobistą niedojrzałością, a raczej ubocznym efektem socjalizowania. Pragnienie samowystarczalności, efektywności, skuteczności, czyli haseł wpajanych od małego, w niesprzyjających warunkach może ulec groźnej deformacji. Neurotyczne powtarzanie przez Blooma wzajemnych „praw i obowiązków”, bardziej przypomina proces analityczny sztucznej inteligencji niż człowieka.
Żałuję tylko, że w całym tym realistycznym osadzeniu „Wolny strzelec” nie jest w stu procentach konsekwentny. Nad twórcą tak efektownie zrealizowanego filmu w pewnym momencie górę bierze nasza, wciśnięta w fotel pogoń za sensacją, a opowieść o Luisie Bloom traci pierwotne sedno, uciekając nieco w filmowe klisze i mimowolnie schlebiając bezdusznym decyzjom.
Jakie są rzeczywiste powody niemoralnych wyborów bohaterów filmu? Jaki jest kolejność tej uczuciowo-ekonomicznej układanki? „Wolny strzelec”, mimo zagubienia celu, jest na tyle mocny, że najlepiej przekonać się samemu.
Tytuł: Wolny strzelec (ang. Nightcrawler)
Reżyseria: Dan Gilroy
Scenariusz: Dan Gilroy
Premiera: 2014
Czas Trwania: 117 min.
Produkcja: USA
Krótki zwiastun, ale nawet on jest spoilerem